Skąd pomysł na hobby, którego efektem końcowym jest ten piękny Bajkowy Ogród?
- Pomysł wziął się z zamiłowania do najbliższego otoczenia, piękna przyrody, zauroczenia między innymi ślicznymi wiewiórkami, które tędy przelatują i dlatego chociażby powstała ta ogromna ulokowana w ogrodzie. Inspiracją są też dla mnie bajkowe postacie.
- Która figura została wykonana jako pierwsza?
To było ponad 20 lat temu. Nasze panie z Koła Gospodyń z Podniebyla przygotowywały wieniec dożynkowy i trzeba było do niego dorobić niewielki młyn wodny, który tworzyłem dwa dni i dwie noce, z resztą jest on do dzisiaj w Bajkowym Ogrodzie, wraz z młynarką i młynarzem. Potem przyszedł mi do głowy pomysł stworzenia ropuchy, w której będą rosły kwiatki. Zjeździłem około piętnaście hut, by dostać szkło potrzebne do jej ozdobienia. W końcu w jednej z nich, udało mi się znaleźć odpadki o odpowiednim odcieniu i grubości. Każdy fragment musiałem wziąć do ręki, żeby sprawdzić czy będzie się nadawał.
Czy można nazwać pana rzeźbiarzem? Jak wyglądają kolejne etapy tworzenia poszczególnych elementów?
- Rzeźbiarstwo to też fach i naprawdę duży artyzm, ale rzeźbiarzowi wystarczy kawałek drewna i narzędzia. W moim przypadku, jeśli pracuję na drewnie, gdy wykonuję drzwi czy okna, to jest po prostu stolarstwo. Kiedy robię coś z metalu, to jest to w dużej mierze metaloplastyka. Trzeba coś uciąć, wyprofilować drut, przyspawać i dopiero później przychodzi kolejny etap, czyli wiązanie siatki i wykładanie. Konstrukcja musi być tak pospawana, by szczeliny były jak najmniejsze, nie może nic odstawać. Do wykonania dużych figur używam zaprawy mrozoodpornej i cementu. Robię wszystko po swojemu, metodą prób i błędów. Żadnych planów, żadnych rysunków. Kiedyś stosowałem klej elastyczny, teraz już wiem, że tego nie można robić, ponieważ on pracuje i szkło po jakimś czasie ulega spękaniu. Człowiek uczy się na błędach. Odcinam, spawam, dokręcam, przerabiam i efekt jest taki, jak widać. Wszystko poza malutkimi figurkami wykonałem własnymi rękoma. Bywa, że czasem wracam z domu do garażu, bo zmieniam koncepcję i trzeba coś poprawić. Dobrze, że nie mam warsztatu z prawdziwego zdarzenia, bo pewnie bym z niego nie wychodził. Kiedyś wyszedłem robić coś o świcie i wróciłem na drugi dzień rano, bo musiałem za wszelką cenę coś dokończyć.
Słyszałem, że potrafi Pan nadać przedmiotom drugie życie.
-Tak, zdarza się. W ogrodzie stoi mini słup energetyczny. Uniknął wyrzucenia na złom, gdzie wiózł go pewien mężczyzna, którego zatrzymałem po drodze. Przy budowie pociągu zastosowanie znalazły m. in. stare żaluzje aluminiowe i rura PCV. Szyny są zrobione z profilu kupionego na złomie. W dorożce szprychy są zrobione z trzonków od młotków, koła z podłogi oraz części resorów od malucha.
Które ze stworzonych arcydzieł jest dla Pana najważniejsze i jest Pan z niego najbardziej zadowolony?
- Dopóki nie było wiewiórki to moją dumą był 400-kilogramowy łabędź, a wiąże się z nim ciekawa historia. Odwiedziła mnie kiedyś pani z małą wnuczką, wówczas było jeszcze tutaj bardzo mało elementów. Kiedy już wychodziły, ta dziewczynka zwróciła się do mnie z prośbą o wykonanie łabędzia. Na długo poszło to w niepamięć, ale będąc w Horyńcu wstąpiłem do sklepu z polską porcelaną, a wspomnę tylko, że jestem jej pasjonatem. Tam nabyłem niewielkiego „łabądka”, który potem stał w domu obok telewizora i pewnego wieczoru, pomyślałem, że podejmę wzywanie i stworzę coś naprawdę efektownego na jego wzór. Wziąłem metalową wanienkę i w garażu zacząłem próbować zrobić coś z niczego. Gdy wstałem następnego dnia, stwierdziłem, że nie jestem z tego zadowolony, ponieważ figura będzie za mała. Zostawiłem na pewien czas tę robotę, ale nie dałem za wygraną. Przeciąłem wanienkę, podokładałem drutu, wykonałem głowę, szyję i ogon, dopiero wtedy to nabrało wyglądu. Ręcznie wykonałem skrzydła, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ chciałem by były one idealnie jednakowe. Łabędź powstawał przez dwa sezony, kiedy temperatura na zewnątrz oscylowała w granicach minus trzydziestu stopni i było 1,5 metra śniegu. Chodziłem o 4:00 do sąsiada, który miał ogrzewany garaż i robiłem dopóki miałem siłę. Szkła do jego wykończenia szukałem w niemal trzydziestu hutach, od okolic Nowego Sącza aż po Sanok. Miałem chwile zwątpienia, na szczęście się nie poddałem i dzisiaj mam z tego satysfakcję.
Zatem to przy tworzeniu łabędzia było najwięcej pracy?
- Tak, ale też sporo czasu pochłonęło wykonanie wiewiórki, ponieważ potrzebne było sześć tysięcy wiązań. Zastosowałem tam drut pszczelarski o długości prawie pięciu kilometrów!
Zabezpiecza Pan w jakiś sposób Bajkowy Ogród przed zimą?
Tak, chowam pociąg, dorożkę i małe figurki, a na te duże figury zakładam specjalnie do tego celu uszyte pokrowce.
Ma Pan w głowie kolejne inspiracje? A może jest Pan w trakcie prac nad nowym obiektem?
Ze względu na spore problemy ze zdrowiem, od około dziesięciu lat powtarzam sobie, że już wystarczy i nie będę niczego dorabiał. Jednak ta pasja za bardzo mnie wciągnęła. Dopóki starczy mi sił, dopóty będę tworzył. Jak Pan zapewne zauważył, Shrek i Fiona nie mają jeszcze swojego lokum, zatem mój najnowszy pomysł to ponad 300-kilogramowy dom w kształcie buta specjalnie dla nich. Myślę, że na tym na razie zakończę, bo trzeba będzie odnowić dorożkę.
Te piękne wytwory pańskiej pracy to nie tylko umiejętności, ale za pewne spore koszty z tym związane…
- To prawda, co tylko uda mi się wysupłać w budżecie, wydaję na materiały, bo powiększanie stanu Bajkowego Ogrodu jest dla mnie ogromnie ważne. To wszystko rekompensuje zachwyt ludzi, którzy mnie odwiedzają, robią sobie zdjęcia, piszą w Internecie pochlebne recenzje. Z resztą powstały wierszyki o ogrodzie, autorstwa pisarki z Łubienka. Ja nie pobieram żadnych opłat za zwiedzanie, choć niektórzy mi to doradzają. Dla mnie najlepszą zapłatą jest uśmiech i radość dzieci, które chcą całować żabę i przytulić się do wiewiórki. Najmłodszym szczególnie przypadł do gustu też zamek - siedziba Gargamela i Klakiera, gdzie bucha dym z komina oraz kolekcja ćwierkających ptaków.
Czyli zainteresowanie jest spore?
- Nikt nie przejedzie obojętnie. Bywa, że przychodzą całe rodziny. Zdarza się, że ludzie wracają co jakiś czas, bo są ciekawi i pragną zobaczyć co się zmieniło, co jest nowego. Miałem gości z Krakowa, Wrocławia czy z Poznania. Czasem ludzie przyjeżdżają pod wieczór, a wtedy ogród jest podświetlony.
Mamy już wrzesień, ale pogoda dopisuje. Czy jest jeszcze szansa by w tym roku odwiedzić Bajkowy Ogród?
-Tak, oczywiście. Sądzę, że jeszcze przez miesiąc będzie to możliwe. Bardzo serdecznie wszystkich zapraszam. Proszę o wcześniejszy kontakt pod numerem telefonu: 511-052-411.
Rozumiem, że wszystko co możemy tutaj podziwiać jest związane ze światem bajek, ale czy nie myślał Pan kiedykolwiek o wykonaniu czegoś, co byłoby związane z Gminą Jedlicze? Jakiegoś jej symbolu, znanej postaci bądź makiety?
- To ciekawy pomysł, ale to byłaby już bardzo duża odpowiedzialność. Trzeba być naprawdę dobrze wyposażonym. Mam jakąś tam precyzję, ale to nie jest łatwe zadanie i zdrowie już nie to.
Na ile miałem przyjemność poznać pańską skromną osobę, myślę, że kiedyś może się uda stworzyć coś takiego i z tą myślą Pana zostawiam. Bardzo dziękuję za rozmowę!
- Zobaczymy… Ja również serdecznie dziękuję i zapraszam Pana oraz wszystkich czytelników do odwiedzania Bajkowego Ogrodu w Podniebylu.
Rozmawiał Paweł Wajda
Masz nietypowe hobby? Chcesz się nim pochwalić? Napisz do nas na promocja@jedlicze.pl lub na Facebook'u Urzędu Gminy Jedlicze